sobota, 6 kwietnia 2013

6 kwietnia 1929 r.


Dzisiaj wypada zupełnie nieokrągła rocznica śmierci Feliksa Jasieńskiego. Cytowany artykuł pochodzi z Ilustrowanego Kuriera Codziennego. Autor przypisuje Mandze pobyt w Japonii, czego nie potwierdzają historycy badający jego życie. Nie mówił też o takiej podróży sam Manggha. A zresztą, kwestia "był - nie był w Japonii" nie ma tu i tak żadnego znaczenia.

Lata mijają, może setna rocznica będzie okazją do nakręcenia filmu o Młodej Polsce, Zielonym Baloniku, malarzach - modernistach, dandysach i przyjacielu wielu spośród najlepszych artystów tamtej epoki - Mandze Jasieńskim, który potrafił wzbogacać swoją kolekcję nawet w niezbyt konwencjonalny sposób - wynosząc z pracowni artysty dzieło pod płaszczem (ale gust miał przecież świetny!).


Oto artykuł z 10 kwietnia 1929 roku.



ŚMIERĆ MANGHI
Wspomnienie o Feliksie Jasieńskim.
            W sobotę dn. 6 b. m., jakeśmy już donieśli, w swojem mieszkaniu w Krakowie, na rogu Rynku i ul. św. Jana − mieszkaniu, znanem tak dobrze Wszystkim miłośnikom sztuki i będącem raczej muzeum, w którem kątem mieszkał jego właściciel − zmarł Feliks Jasieński, największy może w Polsce zbieracz dzieł sztuki, jeden z najlepszych jej w Polsce znawców, a największy bezwarunkowo jej miłośnik. Wiadomość ta odbije się najszerszem echem w całej Polsce, gdyż nazwisko to było naprawdę głośne pomiędzy wszystkimi, którzy sztukę plastyczną u nas tworzyli lub ją kochali czy nią się zajmowali.
            Była to postać niezwykle charakterystyczna, uderzająca już wyglądem zewnętrznym. Znała ją dobrze Warszawa i znał ją dobrze Kraków. Zresztą przynajmniej twarz Jasieńskiego znali wszyscy, gdyż nie było zapewne w Polsce człowieka, któryby był tyle razy portretowany, i to przez najznakomitszych mistrzów malarstwa polskiego. Twarz wyrazista, o typie, przypominającym raczej Araba − to też portret Jasieńskiego w oryginalnym stroju arabskiego szeika może śmiało uchodzić za arabski, „oryginał". Postać wysoka, imponująca, przytem chód szybki, ubranie zawsze skromne i zaniedbane, pomimo zamożności właściciela − gdyż wszystkie swoje pieniądze wydawał on zawsze tylko na kupno dzieł sztuki.
            Zgromadził jej też taki zbiór, jak żaden z prywatnych ludzi w Polsce. Choćby dzięki tym zbiorom, pamięć Feliksa Jasieńskiego będzie bardzo długo żyła na ziemiach polskich − trzeba to powiedzieć, że był to może jedyny u nas człowiek, który całe swoje zbiory sztuki, zbiory niesłychanie bogate pod względem liczebnym, jak pod względem wartości dzieł je składających, ofiarował jeszcze za życia społeczeństwu.
             Pod tym względem zaaługi s. p. Jasieńskiego poprostu nie do ocenienia. Z namiętnością niezmordowanego miłośnika, niemal z uporem maniaka, starał się on zgromadzić w swojem ręku ocalić od rozproszenia wszystkie dzieła artystów polskich, których uważał za wybitnych.


Feliks  Jasieński  według  portretu  pendzla
W. Weissa.

On ocalił dla potomności „Szał” Podkowińskiego i kilka jeszcze jego dzieł (słynna „Konwalijka"). On, można powiedzieć, ukazał w Polsce w cafiej okazałości całą twórczość malarską Leona Wyczółkowskiego, którego kilkaset obrazów i rysunków ofiarował Muzeum Narodowemu w Krakowie. On tę samą usługę okazał twórczości Józefa Pankiewicza − jak zresztą całemu impresjonizmowi polskiemu w jego początkach. Przypomniał Polsce wówczas Michałowskiego. Zgromadzil u siebie najpiękniejsze może dzieła Wyspiańskiego i Malczewskiego, Tetmajera, Chełmońskiego i Stanisławskiego, Fałata, Weissa i Dębickiego, wreszcie dziesiątków innych naszych malarzy.
            Wszystko to obecnie jest własnością Muzeum Narodowego w Krakowie, częściowo było już do oglądania w oddziale im. Czapskich, częściowo zaś stanie się dostępne, gdy drugi oddział tego muzeum, w domu Szołayskich na placu Szczepańskim, zostanie otwarty.
            Na tem jednak nie koniec dzieła Feliksa Jasieńskiego jako zbieracza. Gromadził on w swojem prywatnem muzeum, które następnie w całości, bez żadnych wyjątków, stało się własnością Muzeum Narodowego w Krakowie, wszystkie rzeczy, przedstawiające większą artystyczną wartość także z dziedziny sztuki stosowanej − meble, ornaty, inne kosztowne artystyczne tkaniny, pasy polskie (dobór ich jest poprostu wspaniały). Pozatem znany był wszystkim może najbardziej jako zbieracz dzieł sztuki japońskiej, której również zebrał kilka (około 6) tysięcy okazów i aby również ofiarować je Muzeum.
            Był bowiem Jasieński jednym z pierwszych w Europie, a pierwszym w Polsce estetą, który ocenił wpływ sztuki japońskiej na malarstwo europejskie i znaczenie „japońszczyzny” dla europejskiej kultury artystycznej. Dzięki niemu ma obecnie krakowskie Muzeum Narodowe zbiory japońskie, w niektórych działach do najbogatszych w Europie należące. Biblioteka, dotycząca rzeczy sztuki, pozostawiona przez Jasieńskiego dla Muzeum, jest jedyna u nas w swoim rodzaju.
            Dzieła sztuki japońskiej zgromadził Feliks Jasieński podczas swoich podróży, które w młodym wieku odbył po całym świecie, dotarłszy na dłuższy pobyt aż do Japonji, co w owym czasie − kilkadziesiąt lat temu − nie było jeszcze rzeczą tak zwykłą, jak dzisiaj. Z tej swojej podróży napisał książkę, która jest czemś więcej, niż dziennikiem podróży, zatytułowana „Manggha" − stąd znany sam pod przezwiskiemMangghi”. Był to wielki tom o prawie tysiącu stronicach druku (napisany po francusku), którego podtytuł brzmiał: „Podróż poprzez świat i poprzez idee”.
            Istotnie książka ta, to nietylko „dziennik podroży” po krajach materjalnych, lecz także po krajach myśli i idei, w jakikolwiek sposób stykających się ze sztuką, pełen oryginalnych spostrzeżeń, powiedzeń, aforyzmów, obserwacyj, wzmocnionych żywością zarówno umysłu jak wyobraźni, oraz dowcipu, odznaczającego Feliksa Jasieńskiego jako pisarza. Książka, o wszystkiem − może wzorowana trochę na słynnym „Dzienniku Goncourtów”.
            Był to bowiem pisarz naprawdę i to pisarz zupełnie niepospolitej miary. Wielu innych, mających taką książkę za sobą, jak „Manggha”, jużby do tego tytułu miało pretensję − Jasieński się pisarzem nie mianował, choć naprawdę i poza tą książką pisał bardzo wiele i pisał pierwszorzędnie. Pisał przedewszystkiem jako publicysta estetyczny − o sztuce plastycznej wszelkiego rodzaju i o muzyce, której był znawcą pierwszorzędnym, sam doskonałym muzykiem wykonawcą, przedewszystkiem „szopenistą”.
            Jasieński pisał w Warszawie w słynnej „Chimerze” − najpiękniejszem piśmie literae-kiem i artystycznem jakie wychodziło przed wojną w Polsce a może i w całej Europie − wydawanej przez Mirjama Przesmyckiego gdzie jego ostre, ale słuszne sądy o wszelkiem ,.kiczarstwie” pseudo-artystycznem. wywoływały ataki fałszywego oburzenia. Jasieński też był w znacznej mierze inicjatorem słynnego przedwojennego wydawnictwa Altenberga „Sztuka polska”, w którem sam napisał dużą część świetnych małych monografij malarzy polskich, kierownikiem artystycznym niezapomnianego również miesięcznika lwowskiego „Lamus”, oraz krakowskiego „Miesięcznika literacko-artystycznego”.
            Feljetony Jasieńskiego, pisane przez niego później, po przeniesieniu się do Krakowa w dziennikach krakowskich − były przy każdem ukazaniu się pierwszorzędnem zdarzeniem artystycznem. Przez swą świetną formę, ostry dowcip gryzącą ironję, kategoryczność sądów, felietony te zmuszały do czytania, myślenia i gniewu, zmieszanego z podziwem. Czytelnicy naszego pisma znają je, gdyż Jasieński pisał także w „Il. Kuryerze Codz.”. Feljetony te zresztą, poruszające także kwestje społeczne czasem i polityczne, przeważnie jednak zajmowały się sztuką, którą całkowicie żył ten człowiek.
            I oto tu właśnie tego człowieka spotkała największa tragedia, jaka spotkać mogła miłośnika sztuki Już od lat dwudziestu bodaj wzrok mu zaczął słabnąć i słabł stopniowo coraz bardziej, tak, że po wojnie, na dobre kilka lat przed zgonem, Feliks Jasieński utracił wzrok prawie całkowicie. Łudził się i oczekiwał, że ślepota ta może zostać całkowicie uleczoną przez operację, na którą jednak trzeba „wyczekać” − zdaje się jednak, że ta choroba wzroku była tego rodzaju, iż była nieuleczalną.
            Już początki słabości wzroku były dla Feliksa Jasieńskiego tragedją. On, który miłując sztukę plastyczną przedewszystkim, we wszystkich jej dziełach i przejawach, całą rozkosz życia miał we wzroku, ten właśnie wzrok, a wraz z nim radość życia, tracił coraz bardziej. Lecz − rzecz ciekawa, a może i jedyna w swoim rodzaju − nawet to nie zmniejszało w nim ani zapału dla sztuki, ani znawstwa jej dzieł. Już prawie zupełnie niewidomy, zmuszony do przykładania oczu niemal do obrazu i do przesuwania po nim palcami, Jasieński z niechybną pewnością rozpoznawał każde dzieło sztuki, wymieniał jego autora odczuwał jego walory artystyczne... Było to jedynym w swoim rodzaju fenomenem, godnym uwagi i podziwu.
Ńic też dziwnego, że po wojnie miasto Kraków przy nowym zarządzie gminą, zdecydowało się wreszcie przyjąć prawdziwie królewski dar Jasieńskiego ze wszystkich jego zbiorów i utworzyć z tych zbiorów odrębny dział imienia F. Jasieńskiego i uczynić go jego kustoszem i dyrektorem. Stało się to dopiero, powtarzamy, po wojnie i stało się niestety zapóźno, gdyż Jasieński, utworzywszy w Krakowie swoje „muzeum prywatne już w r. 1903 odrazu przeznaczył je dla Muzeum Narodowego i już bodaj w roku 1909 czy 1910 zrobił prezydjum miasta i Radzie miejskiej w tym kierunku konkretną propozycję.
            Propozycję tę niestety dla wzglądów mało zrozumiałych zlekceważono i odrzucono, a podczas wojny Jasieński, wyjechawszy na Ukrainę, musiał, odcięty od Krakowa, dłuższy czas tam pozostać. Jeszcze zresztą swoje zbiory tam nieco uzupełnił tak. że przyjęcie jego zbiorów dla Muzeum Narodowego zrealizowało się dopiero po wojnie, po powrocie Jasieńskiego do Krakowa.
            Gdyby stało się to przed wojną, Jasieński przy swojem znawstwie, namiętności do zbierania, zamiłowania dla sztuki i obdarzony takiemi pełnomocnictwami, jakie miał obecnie, byłby niewątpliwie zbiory działu Muzeum swego imienia, podczas wojny zwłaszcza, pomnożył o zabytki najcenniejsze, byłby je powiększył dwukrotnie. Nie było to jemu, ani Muzeum Narodowemu w Krakowie, niestety, sądzone.
            Obecnie odszedł na zawsze, w pełni zresztą uznania dla swej działalności u wszystkich, którzy cenili i kochali sztukę, pomimo swej katastrofy prawie szczęśliwy, gdy mógł być pośród swego dzieła. Ułatwiała mu to życie młoda małżonka, która po wojnie zgodziła się z nim podzielić jego los. Utrata wzroku nie przeszkadzała Feliksowi Jasieńskiemu nawet w poruszaniu się po naprawdę ukochanym przez niego Krakowie, którego znał wszystkie ulice i każdy zakątek i chodził po nich tak swobodnie, jak gdyby widział jak najlepiej.
            Ze zgonem jego ubyła naprawdę jedna z najpopularniejszych i najcharakterystyczniejszych, a zarazem najbardziej wartościowych jednostek starszego pokolenia krakowskiego społeczeństwa.
            Pamięć po nim zaś napewno pozostanie w najszerszym kręgu społeczeństwa w całej Polsce także i poza Krakowem. Osierocona została przez jego zgon żona, współpracowniczka artystycznej pracy małżonka, oraz syn z pierwszej żony, Henryk, znany inżynier-architekt.
St. Mróz









poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Crocodilus Kołtunojadus

Oto dwie zaskakujące wiadomości, jedna współczesna, a druga sprzed lat!

Panika nad Wisłą.

W związku z doniesieniami wielu świadków mówiącymi zgodnie, że w samej rzece Wiśle lub najbliższych jej okolicach widziano jakoby przedstawiciela gatunku Crocodilus Kołtunojadus, zapanowała w wielu miejscowościach nad tą rzeką położonych prawdziwa panika. Znane osobistości świata nauki uspokajają, że o tej porze roku gatunek ten zazwyczaj nie stanowi zagrożenia. Co innego jednak, gdyby pojawić się miał w miesiącach letnich.

Tygodniowy Przegląd Hydrobionielogiczny, 1 kwietnia 2013 r.

***

Z chwili.

Warszawa ma wybudować gmach o 30 salach dla zbiorów p. Feliksa Jasieńskiego, które się mieszczą w 3 pokojach w Krakowie.

W westibiulu tego gmachu stanie 100 posągów, wyobrażających tego kolekcjonera we fraku, żakiecie, tużurku,
marynarce, kontuszu, kożuchu, kurtce, kamizelce, koszuli, futrze, płaszczu, smokingu, kierezji, bluzie, w stroju japońskim, greckim, hiszpańskim, w szlafroku, ubraniu kąpielowem, chałacie, au naturel i. t . d .

Napis na gmachu brzmieć będzie:

„Jak przez znajomości z artystami można dojść darmo do kolekcji,
od której bierze się dożywotnio po 6000 rubli rocznie, z prawem noszenia tytułu ofiarodawcy i mecenasa sztuki".

Mucha, 12 czerwca 1914 r.

wtorek, 19 marca 2013

Idąc do Mangghi

Podobno nie wszyscy wiedzą, kim był Feliks Jasieński. O Mandze pewnie słyszeli, ale może też nie... Tych, którzy słyszeli, i tych którzy nie słyszeli, zapraszam na spacer Szlakiem Mangghi, a może jednym z wielu wariantów takiego spaceru. Zaczyna się przy gmachu Akademii Sztuk Pięknych. Pogoda znakomita, słońce, lekki mróz.

Budowle na trasie naszego spaceru, które można zobaczyć na zdjęciach są związane bardzo mocno z postacią Mangghi: w niektórych mieszkał, prezentował swoje zbiory sztuki, organizował wystawy. Inne obdarował hojnie swoją kolekcją, a jedno miejsce było tematem grafiki, której wydanie Jasieński zorganizował.

- Jak dojść do Mangghi?
- Basztową pan pójdzie, potem Plantami, koło Pałacu Sztuki. Nadąża pan?
- Tak, tak, a potem jak?
- Na Rynek może pan skręcić. Widzę, że pan nie stąd?
- Prawie stąd, tylko tak pytam.
- No, to w taką pogodę jak dziś, spacer będzie przyjemny chyba. (Oddalając się obywatel Krakowa mruczy pod nosem: Żarty się człowieka trzymają. Stąd, a nie wie gdzie Manggha jest...) Nad Wisłą, proszę pana, pod Wawelem, nad rzeką przejść trzeba, potem przez most Grunwaldzki i w prawo skręcić. Miłego spaceru!
- Dziękuję bardzo!

Dojść do Mangghi... Więc idźmy. Dzień słoneczny, choć mroźny. Człowiek w czarnej pelerynie mówił o Basztowej... Zaraz, zaraz, w czarnej pelerynie?! Chyba mnie marcowe słońce na chwilę oślepiło...

Tajemniczy adres: Basztowa 16 lub 18. To tu Feliks Jasieński zamieszkał po przybyciu z Warszawy. Mieszkał tu krótko, a na ul św. Jana 1 przeprowadził się 5 maja 1903 roku.


Basztowa na pocztówce z roku 1918. Gmach Akademii Sztuk Pięknych, dalej kamienice: 18, 17, 16 itd. Numer 18 znacznie bardziej okazały niż 16. Może Manggha wynajął dwa mieszkania?

Basztowa dzisiaj (17 marca, 2013). Nawet jakiś automobil stoi, choć nie tak oryginalny.



Akademia Sztuk Pięknych i ulica Basztowa w roku 2013.




Czy to była Basztowa 18, czy 16? Basztowa 18 bardziej okazała.




Nic pewnego nie wiemy o mieszkaniu Mangghi przy Basztowej...

A może jednak 16, a nie 18?





Czy tą bramą wchodził do domu Manggha?


Basztowa 16 (środkowy budynek) nie prezentuje się zbyt okazale w porównaniu z Basztową 18.


Od strony Plant.



W głębi: Basztowa 16.


Idziemy Plantami dalej. Pałac Sztuki - miejsce, które widziało wiele wystaw przez Jasieńskiego organizowanych.





Wokół Matejki blask bije w oczy...

... ale cóż to: wokół Wyspiańskiego odpadający tynk, pozłoty brak. Jak to tak? Trzy strony pałacu piękne, a czwarta. Co z tą czwartą?




Grottger odwraca wzrok od nieodnowionej strony Pałacu Sztuki. Myśli zapewne: to tak kochamy artystów... nic się nie zmieniło...


Kamienica Szołayskich.



Stacje Drogi Krzyżowej naprzeciwko Klasztoru Reformatów. Dlaczego to miejsce? Było tematem jednej z grafik z Teki Stowarzyszenia Polskich Artystów Grafików. Inicjatorem wydania Teki był Jasieński.




Józef Czajkowski. Litografia "Cmentarz klasztorny w Krakowie" widziany z typowej dla wczesnych drzeworytów japońskich "ptasiej" perspektywy.


Sukiennice.

Św. Jana 1, 2. piętro.


To do Mangghi prowadził ten spacer.

Zapraszamy do środka!


W środku akurat jest wystawa suiseki.









Koniec spaceru... Było warto iść?


P.S. Fasady, budynki, mury - czy mają znaczenie? Czy może istotna jest tylko myśl i kolekcja sztuki - dzieło życia Mangghi, które  wciąż dostarcza wzruszeń estetycznych miłośnikom sztuki japońskiej (i polskiej oczywiście też!)?







piątek, 1 lutego 2013

Unosząc się na falach




 








 



Wszystko już było, wszystko płynie, wszystko jest czegoś odbiciem.

Nad rzeką budowla współczesna, o której Manggha wiedzieć nie mógł. Dom godny Jego kolekcji.










wtorek, 15 stycznia 2013

111



111 lat temu, w styczniu 1902 roku, w Pałacu Sztuki i Sukiennicach, Feliks Jasieński zorganizował jednoczasowo dwie wystawy. W Pałacu Sztuki wystawę malarską (tematyką były m. in. portrety jego osoby), a w Sukiennicach (Muzeum Narodowe) ekspozycję sześciuset drzeworytów japońskich. Tak rozpoczynał swoją niezwykle intensywną działalność wystawienniczą w Krakowie (już dwa miesiące wcześniej, wystawa drzeworytów japońskich pokazywana była w Pałacu Sztuki).

Pałac Sztuki w roku 1933


Gazeta "Głos Narodu", której redakcja mieściła się też przy św. Jana 1, ale na parterze, pisała 10 stycznia 1902 roku (zachowana pisownia oryginalna):

"Dwie  wystawy Feliksa Jasieńskiego. Dzięki staraniom p. Feliksa Jasieńskiego, który, gdy chodzi o sztukę, jest doprawdy nieumęczony, możemy znowu oglądać w Krakowie dwie ciekawe i piękne wystawy, każda inna. W salonie Towarzystwa Przyjaciół Sztuk pięknych p. Jasieński dał tym razem szereg prac współczesnych artystów polskich, szereg dzieł i szkiców o wybitnej przeważnie wartości. Ciekawy jest w tej kollekcji niewielki zbiór portretów p. Jasieńskiego, z których każdy nieomal robiony przez innego malarza. (...) Wystawę uzupełniają, tworząc jakby przejście do innej w Sukiennicach "szablony" japońskie. Są tu wzory, według których ich rzemieślnicy wykonywują desenie. Stać można przed tem całymi godzinami, takie to bajecznie piękne, takie subtelne, delikatne i zdaje się niepodobnem do uwierzenia po prostu, że dłoni ludzkiej mogło starczyć lekkości na wykonanie tych rzeczy.
   W Sukiennicach, starzy nasi znajomi japończycy. Te same drzeworyty Hokusaia, Hiroshiga, Outamara, Kunioshiego i t. d., które przed dwoma miesiącami oglądaliśmy w Towarzystwie, ale zebrane wszystkie razem, jest ich około sześciuset, są rozklasyfikowane, tak, że ci ludzie, którzy nauczyli się poprzednio rozkoszować sztuką japońską, teraz mogą jeszcze dokładniej jej się przyjrzeć, mogą ogarnąć całość prac każdego z poszczególnych artystów.
   Ale po zatem można jeszcze po tej sali długo się przechadzać, nie patrząc specjalnie na nic, a tak, jakby po najpiękniejszym ogrodzie. Zdaje się, że ściany są z kwiatów..."

Sukiennice - pocztówka z roku 1912. W głębi widoczna kamienica przy św. Jana 1

Sukiennice... widok na nie miał ze swego balkonu w mieszkaniu przy św. Jana 1 (mieszkał tam od 5 maja 1903 r.). Pałac Sztuki jakże niedaleko położony, więc zaprosić wypada na spacer przez Plac Szczepański, na rogu którego stoi Kamienica Szolayskich, w której w roku 1934 otwarto "Wystawę zbiorów Feliksa Jasieńskiego".

Do Kamienicy Szołayskich trzeba wejść! Portrety i karykatury Mangghi zobaczymy na wystawie "Zawsze Młoda! Polska sztuka około 1900". Ekspozycja poświęcona Feliksowi Jasieńskiemu zostanie ponownie otwarta po zakończeniu remontu (informacja ustna).

Manggha w Kamienicy Szołayskich!

Portrety malowane przez Wyczółkowskiego i Malczewskiego. Karykatury autorstwa Sichulskiego i Wyczółkowskiego. Dostojne, symboliczne, dynamiczne i drapieżne. Jeżeli nic nie wiemy o Mandze, to ileż możemy wyczytać z tych czterech dzieł. Pierwsze dwa portrety chyba podpowiedzi nie wymagają. Scenka z pojedynku Mehoffera z Wyczółkowskim - Manggha jako sekundant. Ostatnie dzieło, karykatura autorstwa Leona Wyczółkowskiego: Jasieński pożera kardynała Puzynę (m. in. spór o obchody rocznicy zwycięstwa pod Grunwaldem).

Leon Wyczółkowski, 1911, portret Feliksa Jasieńskiego (w błękitnym kaftanie i z japońskim albumem)

Jacek Malczewski, 1903, portret Feliksa Jasieńskiego (z Faunami) wspartego na teczce z rycinami


Kazimierz Sichulski, 1908, Walka profesorów, czyli karykatura J. Mehoffera i L. Wyczółkowskiego, "świadkowie i sekundanci": F. Jasieński (sęp) i A. Łada-Cybulski

Leon Wyczółkowski, 1909, karykatura F. Jasieńskiego jako przeciwnika kardynała Puzyny



Po wystawie w Kamienicy Szołayskich spacer do Pałacu Sztuki.

 
Gmach Pałacu współcześnie


Artysta pokonany...

Współcześnie w środku Pałacu - sztuka na ścianach


Jesienią roku 2012, Teresa Wallis-Joniak zabiera widzów do Prowansji!


Kamienna fala fontanny na Placu Szczepańskim - może to symbol. Z mocą i uporem fali morskiej, Manggha propagował sztukę japońską. Czy inspiracją dla fali na Szczepańskim była może "Wielka fala w Kanagawie"?





Fontanna ... symbol źródła, które nie przestaje bić.

piątek, 4 stycznia 2013

Jama! Smocza?! Nie.... Michalikowa!

Floriańska 45. Niedaleko całkiem od św. Jana 1, można dojść np. tak: 3 razy skręcić w lewo idąc przez Rynek, a można 2 razy w prawo i raz w lewo, przez Zaułek Niewiernego Tomasza. Którą drogę wybierał Feliks Jasieński?


Przy Floriańskiej 45 jest Jama Michalika, lokal legendarny. Legendarny był już w roku 1928, kiedy w Kuryerze Literacko-Naukowym wydrukowano artykuł "Boy" i "Zielony Balonik" (w roku 1928 Jama "klasyczna już dzisiaj" jest odwiedzana przez turystów).

Jama Michalikowa kojarzy się nam z kabaretem Zielony Balonik. Zielony Balonik zaś z Boyem, ciętą satyrą, zabawą, "Szopką" i "Redutami" (nawiasem mówiąc: ciekawe kto wymyślił i kiedy, że reduta ma oznaczać "publiczny bal maskowy"?).

Oto zdjęcie z jeden z redut (rok 1911), na którym u dołu widzimy Feliksa Jasieńskiego (w stroju marynarza).



Reduty karnawałowe... "Wracając do "Zielonego Balonika" przypomnieć jeszcze się godzi drugą platformę tych wesołkowych igraszek, jaką były (...) "Reduty", na których przejawiała się ta bujność i radość życia, propagowana tak skutecznie w "Jamie Michalikowej. (...) Jedna z tych ostatnich redut, została również schwytaną na fotografji, z której można powziąć bodaj słabe wyobrażenie o bujności fantazji i oryginalnych pomysłach kostjumów, które były tem bardziej cenione, im pomysłowiej zaimprowizowane z byle czego! Więc dywanik ze ściany, jakaś cenna szmatka z pracowni artysty, tekturowa rura z kolorowego papieru, nalepione na fraku - oto elementy, z których tworzyło się te fantastyczne stroje".


Balonik w Jamie


„O cukierni? Mamy to czytać?” - tak zaczyna Zenon Pruszyński swoją książkę o Jamie Michalika (1930). To prawdziwy przewodnik po ówczesnym wystroju kawiarni z opisem dzieł, które pozostawili tam artyści, częściowo jako zamiennik żywej gotówki za spożyte napoje wyskokowe. Jakie tam są historie opisane: o kościotrupach artystów straszących dyrektora Muzeum Narodowego, pancernikach w porcie pod Wawelem, o postaciach nagich, którym domalować należało ubrania... Przeczytamy, że pieczywo białe było zabronione swego czasu i Apolinarego Michalika donosami niejaka Witoszyńska gnębiła...

Manggha w Jamie - jak najbardziej!


Szukamy śladów Mangghi. Jest obraz! Co ciekawe, Pruszyński o tym obrazie nie pisze w roku 1930. Leci ptaszysko z głową ludzką (Jasieńskiego), uczepiony do ptaszyska jest człek po głowie się drapiący. Lecą nad jakąś wodą, pod nimi też jakby wyspa i sosny w stylu japońskim namalowane. Całość na styl japońskiego drzeworytu wykonana, a napisy mówią, że to „Wyczół z Mangą lecą do Japonii”. Kazimierz Sichulski namalował.


W Jamie współczesnej.


"Wyczół z Mangą lecą do Japonii" (Kazimierz Sichulski)
(Chyba już dolecieli - brzeg morza i sosny bardzo japońskie!)



W Jamie Michalikowej A.D. 1930 spotykamy jeszcze Mangghę na innych obrazach.

Oto one (opisy i numeracja cytowane w oryginalnej pisowni za Pruszyńskim):

9. W pośrodku ściany wisi obraz t. zw. „Kabaret Zielonego Balonika” namalowany przez słynnego polskiego karykaturzystę art. mal. Kazimierza Sichulskiego. Obraz przedstawia w karykaturze zespół ówczesnego kabaretu, jak rozbawiony w „Jamie Michalika” wyszedł ku Rynkowi Głównemu i w pląsach wzbił się na poziom i budowle. (...) w postaci nietoperza z głową ludzką Feliks Jasieński, zwany „Mangą”, któremu u ogona na nitce powiewa kartka z napisem „Muzeum Narodowe”. To dla satyry, że swoje muzealne zbiory różnym miastom po kolei ofiarowywał - a następnie zmieniał zamiary. Na drugiej nitce nad nim unosi się balonik japoński. Feliks Jasieński był znanym i zagranicą zbieraczem sztuki dalekiego wschodu, oraz dzieł sztuki malarskiej mistrzów współczesnej Polski. Ostatnio po wojnie darował cenne zbiory Muzeum narodowemu w Krakowie.

41.”Aeroplan”. Był okres w Akademji Sztuk Pięknych, gdzie się wzajemnie profesorowie zwalczali i dzielili na obozy. Feliks Jasieński przystał do jednego z nich. Artyści wpadli na koncept zrobienia aeroplany, (bo był w modzie i nowością). Jest satyra w obrazie. A mianowicie zniechęcony do Krakowa nieuznawaniem japońszczyzny Mangha Jasieński, zabiera swych kompanów na samolot. Artyści wykorzystali wentylator kawiarni, jako motor dwupłatowca. Kierownicę dzierży prof. Pankiewicz, obok po prawej ręce siedzi prof. i rektor Fałat z aparatem fotograficznym, a u klapy surduta ma order pruski, który za zezwoleniem władz austriackich dzień przedtem otrzymał; na dolnej płaszczyźnie stoi prof. art. rzeźb. Konstanty Laszczka z chustką czerwoną w ręce, a więcej na lewo skulony twór, to dzieło rąk jego. Jasieński w bułgarce, położywszy się, uszczęśliwia rozrzucanemi próbkami japońskiemi na pożegnanie Kraków. U góry na prawo prof. Wyczółkowski żądny wrażeń wygląda z ponad górnej płaszczyzny nośnej. (...) Malowane olejno przez trzech artystów: Stefana Filipkiewicza, Stanisława Kamockiego i Alfonsa Karpińskiego.

Projekty restauracji Wawelu: Podczas wykupu i terminu zbliżającego się opuszczenia Wawelu przez wojska austrjackie, aktualną sprawą była restauracja i urządzenie tej rezydencji królewskiej. Na ten temat posypały się dowcipy i satyry atakujące komitet restauracyjny i artystów. - Zielony Balonik nie drzemał, była to woda na jego młyn, ułożono piosenki, zailustrowano barwnie i do obrazów wiersze skomponowano. Było ich 6 na jednym wieczorze wystawionych.
3. Wawel według projektu Feliksa Jasieńskiego. Napis „Wawel Manghi 1905”, cały ozdobiony na japońską modłę, na wieżach chorągwie japońskie zatknięte; był bez wierszyka tylko pokazany gościom.

58. Szafa duża z lalkami z Szopki krakowskiego Zielonego Balonika. (...) Feliks "Mangha" Jasieński, właściciel zbiorów cennych sztuki wschodniej i współczesnej galerii obrazów malowanych przez słynnych mistrzów, które podarował dla Muzeum Narodowego w Krakowie.

Tyle Zenon Pruszyński w roku 1930 (Jama Michalika, lokal Zielonego Balonika).


Zaginiony klucz...

Jeszcze jeden zabawny fragment prasy (6. lutego 1928): "Za miejsce zebrań sprzysiężonych, służyła od początku klasyczna już dzisiaj "Jama Michalikowa", której wszystkie ściany - dzięki niepohamowanym malarzom, opętanym furją uzewnętrzniania się - pokryły rychło liczne malowidła i rysunki, pstrokate szkice i kicze, niczem freski wnętrza grobowca Tutenkhamena. Za tysiąc lat będą się może głowić przyszli uczeni, co znaczą te hieroglify, te "Wawele" ukostjumowane w coraz innym stylu, te zwarjowane symbole, stojące na głowie, do których klucz zaginął."

Szopki jasełkowe...

 "Samą autentyczną "Szopkę" można jeszcze oglądać na miejscu, w "Jamie". Jest to imponująca budowla, na model tych krakowskich "szopek", lepionych przez wyrostków podmiejskich, jakie barwnemi plamami zwykły ożywiać "Linję A-B" przed świętami Bożego Narodzenia. Różnica leży w wymiarach i w tem, że tu każdy kontur i każdy kolorowy papierek, komponował i nalepiał - artysta." (za Kyryerem).




"Przez scenkę teatru kukiełek przesuwały się, jako aktorzy dorocznej rewji, ruchome figurki, z których każda była znakomitą karykaturą wybitnych osobistości ówczesnego Krakowa. Wszystko, co w danej chwili wybijało się nad poziom, chwytano w lot - i oskubane z piórek dostojeństwa i powagi, strojono w błazeńskie szaty i wypychano żywcem na scenkę, pod chłostający bicz sowiżdrzalskiej satyry. Cięte, do siódmej skóry sięgające "słówka", z pod pióra Tapera - Noskowskiego i Boy'a Żeleńskiego - nie oszczędzały nikogo, lecz i nikogo nie urażały, tak pysznym był szmermel dowcipu, strojący grot ukryty, a zawsze trafny. Rozumiano dobrze, że kabaretowa piosenka jest tak samo dobrą, a może i lepszą drogą do rozgłosu i popularności, jak każda inna".



Baloniki A.D. 2012


Zielony został zamknięty w Jamie i oglądają go turyści...



Baloniki innych kolorów są widywane na Rynku Głównym...


i stanowią przedmiot wymiany barterowej.



Do gondoli białego balonika można nawet wsiąść...


żeby z góry zobaczyć Mangghę!